Zamykam drzwi i przekręcam klucz. Carmen patrzy gdzieś na czubki butów, trzyma się ręką za nadgarstek. Podchodzę do niej i dotykam brody, unosząc lekko głowę dziewczyny, zmuszając tym samym, by patrzyła mi w oczy. Czuję jej drżenie. Delikatnie przesuwam palcem po jej twarzy, zataczam na policzkach okręgi, na początku są duże, potem się zmniejszają. Z czasem dziewczyna się uspakaja. Opuszkiem obrysowuję jej wargi, są pełne. Oddech Carmen wraca do normalnego tępa, spięte mięśnie się rozluźniają. Przymyka oczy, nadal pozwalając się głaskać. Gdy dotykam jej ciemnych obwódek wokół oczu, chwyta mnie za dłoń i ściska mocno. Otwiera leciutko oczy. Szepce coś, bardzo cichutko, po czym staje porządnie na dwóch nogach. Ciągnie mnie za rękę na górę, po schodach. Bezbłędnie trafia do mojego pokoju. Jestem zdumiony. Zatrzaskuje drzwi z dziwną pewnością w oczach. Mam wrażenie, że przyciemniały. Podchodzi do okna, opiera się o nie. Patrzy w mrok. Nagle gwałtownie się odwraca i uśmiecha lekko. Obejmuję ją w pasie, jest ode mnie nieco niższa, lecz jej to nie przeszkadza. Staje na palcach i dotyka moich ust swoimi. Na początku lekko i delikatnie. Zarzuca mi ręce na szyję. Zaciskam palce na jej talii, przesuwam je w górę. Podnoszę ją silnie i przyciskam do ciała, by była na mojej wysokości. Carmen przechyla głowę. Wydaje z siebie zadowolone westchnienie i odrywamy się od siebie. Dziewczyna dyszy ciężko. Robię kilka kroków do tyłu, potykam się i przewracam na łóżko. Siadam wygodnie, a ona mi na kolanach, odgarniam z czoła mokry od potu kosmyk włosów, ona zaczesuje swoje w tył rękoma, tak, że opadają kaskadą na plecy. Muskam jej szyję ustami, głowę z westchnieniem odchyla do tyłu. Patrzę w jej piękne, ciemne oczy, już nie są pokolorowane tym dziwnym odcieniem dzikości, są spokojne i pełne zaufania. Zaufanie u Carmen...? Ujmuję jej twarz w dłonie, powoli przysuwam podbródek do jej twarzy.
- Krótka przerwa ode mnie, Carmen? - pytam lekko. - Jesteś pewna, że pamiętasz to wszystko?
Marszczy ciemne brwi, tym razem jej spojrzenie powleka pewna powściągliwość. Jeśli oczy są zwierciadłem duszy i odczuć to Carmen jest tego idealnym dowodem. Głaszczę ją lekko grzbietem palców po policzku, przekrzywiam lekko głowę, przyglądając się jej w uwagą.
- Nie chcę, żebyś zrobiła coś, czego będziesz potem żałowała Carmen - mówię cicho.
- Mało osób się o mnie martwi - mruczy - mam czasem wrażenie, że właściwie wszyscy udają, że tak robią, bo sami doszukują się w tym celu.
Szukam odpowiedzi, nawijam sobie jasny lok jej włosów na palec. Przestaję patrzeć na dziewczynę.
- Ludzie nie dzielą się tylko na twoich przyjaciół i wrogów.
- Ja nie mam przyjaciół - cicho mówi - jestem podłą, nieprzyjazną i sarkastyczną dziewuchą, której ulubionym zajęciem było włóczenie się po okolicy i wyżywanie się na młodszych, no, czasami poszłam zabić coś dla samej przyjemności do lasu - i znów, jej oczy napełniają się łzami, które skapują po jej długich rzęsach. Ocieram te łzy, bardzo ostrożnie, jakbym bał się, że mój dotyk może ją zranić.
- Nie jesteś taka za jaką się uważasz - mówię w jej włosy, gdy lekko opiera mi głowę na barku. - Jesteś inteligentna i serdeczna, choć nieufna. Nie otwierasz się przed wszystkimi, tworzysz wokół siebie mur, który ciężko przekroczyć, a gdy się już jest w środku łatwo zniszczyć, nie wiesz jak piękny jest widok, kiedy się otwierasz dla ludzi.
- Naprawdę tak uważasz? - już nie leży mi na ramieniu, tylko uważnie na mnie patrzy.
- Jak najbardziej - gładzę ją lekko po biodrach, nie spuszczając z niej wzroku. Uśmiecha się. Przykładam lekko wargi do jej policzka. Jest ciepły i nieco słony od spływających po nim wcześniej łez. Obejmuję ją w talii i przyciskam do torsu, Carmen zarzuca mi ręce na szyję, co jakiś czas wstrząsa nią szloch, kołyszę się w jedną i drugą stronę. Po jakimś czacie oddech dziewczyny się wyrównuje, a ona sama zapada w głęboki i spokojny sen, jak gdyby nie spała od dawna. Rozluźniam uścisk i układam ją tak, by łatwiej było mi się z nią podnieść. Przechodzę obok okna, wtedy światło księżyca rzuca na nią jasny blask. Patrzę na jej delikatne rysy twarzy, łagodne we śnie. Ścieram z jej policzka ostatnią, zagubioną łzę, po czym zdejmuję jej buty i układam w łóżku. Kładę się obok niej i patrzę w sufit, myśląc... Choć sam już nie wiem o czym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz