Budzę się i od razu zaczyna szumieć mi w głowie. Moje ciało jest przyklejone do łóżka, nie mam siły się podnieść, ochoty zresztą też nie. Wszystkiemu winne są wczorajsze shoty z Ernestem. Chyba jeszcze nigdy niczego tak bardzo nie żałowałem. Leżę jeszcze z zamkniętymi oczami przez nieokreślony okres czasu, bojąc się, że gdy zerknę w okno, to oślepnę od promieni słonecznych. W końcu jednak decyduję się na wstanie z łóżka. Już przy pierwszym ruchu robi mi się okropnie niedobrze, ale jakoś udaje mi się dotrzeć do łazienki i spokojnie wyrzygać. Obiecuję sobie, że już nigdy nie będę tak dużo pił. Myję się dość długo, jestem otępiały od kaca i bólu głowy. Patrzę w lustro, dwa ciemne kręgi widnieją pod moimi oczami. Dużo chodzę nocami po kasynach i dyskotekach, a w dzień nie mam zbytnio czasu na sen. Idę w stronę kuchni, nigdzie nie spotykam Azz. Dziwi mnie to, zazwyczaj bywa w domu przed południem. Nalewam sobie trochę mleka i rozmyślam nad słoikiem z ogórkami. Wtedy dobiega do mnie głuchy trzask frontowych drzwi, Az wróciła. Stukot obcasów niesie się po parkiecie. Dziewczyna pojawia się w framudze i patrzy na mnie gniewnie.
- Het - warczy. Zerkam na nią pytająco z tym głupim ogórkiem w ustach. - Rozumiem imprezowanie, ale... - dobiera słowa. - Pamiętasz cokolwiek? - spogląda na mnie tymi zielonymi oczami. Są ciemniejsze niż zazwyczaj, i jakby trochę w nich bólu. Zaprzeczam ruchem głowy. Az wzdycha.
- Nie pij tyle, to się źle skończy - wyrzuca z siebie po chwili, po czym idzie do siebie do pokoju. Blednę, nie mam pojęcia co zrobiłem. Ale z pewnością coś, co ją zraniło. Przygryzam dolną wargę i wpatruję się w korytarz.
Dwie godziny później budzę się z drzemki, po chwili pojawia się dziewczyna.
- Wstawaj - mówi - poznam cię z kimś.
Unoszę brwi, ale zaciekawiony idę się ubrać. Idziemy przez kilkanaście minut spokojną uliczką, nie otoczoną szarymi wieżowcami i blokami, tylko zwykłymi małymi domkami, z ogródkami. Az otwiera jedną z bramek i puka do drzwi, po czym wchodzi.
- Cześć Babciu! - woła.
- Cześć słoneczko! - odkrzykuje starszy kobiecy głos z głębi domu, po chwili okrągła staruszka pojawia się w holu. Witam się grzecznie. - To jest Dean, ten chłopak, którego ci miałam przedstawić. Dean, to jest Babcia. - Staruszka całuje mnie w oba policzki, pachnie ciastem.
- Chodźcie, mam dla was coś pysznego! Idźcie do salonu, zaraz przyniosę.
Idę za Az, naprawdę postanowiła zabrać mnie do swojej babci? Śmieszy mnie ta myśl, ale nic nie mówię. Słychać więcej głosów, ktoś tam już jest. Marszczę brwi, to Kapitolińczycy.
- Az kochana! Nie widziałam cię z trzy miesiące - szczebiocze wysoka dziewczyna, z kolczykiem w nosie i włosami zafarbowanymi na biało. Mruga długimi sztucznymi rzęsami i podnosi się z kanapy, by przytulić Az. Zaraz odwracają się pozostali, to chłopak, również ma białe włosy i jest trochę wyższy od dziewczyny, wita się i wbija we mnie spojrzenie dużych, niebieskich oczu, czuję się trochę skrępowany. Bardzo niska, nieco okrągła dziewczyna uśmiecha się do mnie i zerka zza okularów. W ręce ma coś, co wygląda mi na kebaba, to jedno z dość śmieciowego jedzenia, którym namiętnie opychają się ludzie w Trójce. Odwzajemniam uśmiech, mam wrażenie, że gdzieś już ich wszystkich widziałem, ale nie mogę skojarzyć gdzie.
- Dean, to jest Grisza - wskazuje na chłopaka - Karolina - wyższa dziewczyna kiwa głową - i Zuzia.
- Boże Grisz, przestań się tak w niego wgapiać - odzywa się Zuzia.
- Jego homo pociągi są silniejsze, odpuść mu kurko - wzdycha białowłosa.
- Boże idiotki, czy wy nie umiecie się nigdy zamknąć? - jęczy Grisza.
OKEJ. Nie wiem co mam myśleć, ale skoro Az się z nimi zadaje, to znaczy że są w porządku.
- Babciu! Kiedy ten deser? - woła chłopak do kuchni.
- Zaraz skarbie!
Czyli, że to rodzeństwo Az? - zastanawiam się.Niemożliwe, żaden z nich nie jest do siebie podobny
- Usiądź, Dean - Karolina odsuwa się i robi mi miejsce. Po chwili czuć rozkoszny zapach z kuchni, idzie babcia z ciastem i tacą z kawą. Wszyscy siadamy wokół stolika i jemy, atmosfera jest dość luźna, pada mnóstwo żartów, głupich historii i pytań.
- Babciu mam pytanie - odzywa się poważnie Karolina. Zapanuje milczenie. Wszyscy wpatrujemy się w białowłosą.
- No? - wzdycha kobieta.
- Czy to jest zwykłe krowie mleko czy sojowe?
Zuzia bije się w czoło ręką, a Az, Grisza i Babcia wbijają wzrok w sufit.
Okazuje się, że Babcia, właściwie nie jest niczyją Babcią, tylko staruszką, która po prostu ich zna i lubi, i często tu przychodzą, Grisza, Karolina i Zuzia byli stylistami w zeszłym roku, ale teraz mają przerwę i tylko pomagają dystryktowi pierwszemu, a Az poznała się z nimi przypadkiem parę lat temu. W sumie ten dzień jest bardzo miły, taki spokojny. Nie mam żadnych spraw na głowie, nie muszę się nad niczym zastanawiać. Wracamy wieczorem do mieszkania, miłe rozluźnienie, które panowało w domu Babci znika, gdy wchodzimy na klatkę i szukamy kluczy. Az mruczy do mnie zimne dobranoc i idzie do łazienki. Tego wieczora już jej nie spotykam. W głowie krąży mi pytanie, coś ty Heatron zrobił?