- Mozesz kurwa skonczyc? Jak faceci moga byc tacy oblesni?! - warczy Az odwracajac sie gwaltownie.
- Jakbys zalozyla cos wiecej oprocz tej bluzki i majtek to moze bym sie nie gapil. No chyba ze bylyby to bardzo obcisle jeansy, to wtedy nadal bym sie gapil... Albo spodniczka i ponczochy niczym u pokojowki. Tak, wtedy gapil bym sie jeszcze bardziej. - Lapie ja za nadgarstek, nim uderzy mnie w twarz. Zupelnie jak kiedys Carmen.
- Jestes chory na mozg - syczy kobieta. Smieje sie glosno. Az wystarczyly dwa dni by ze zmeczonej i utyranej doslownie wszystkim osoby zmienic sie w modelke. Lubie na nia patrzec i to nie z jakims podtekstem chociazby seksualnym czy uczuciowym. Po prostu jest mila dla oka. Stawia mi przed nosem kawe. Wdycham aromatyczny zapach napoju, kocham kawe. Patrze przez okno, na niebieskim niebie pojawilo sie pare bialych jak snieg chmurek, jest rzesko i przyjemnie. Od dawna nie mialem tak milego poranka.
- Dobra, pora bys spial poslady i w koncu zaczal robic to, po co tu przyjechales, ja rozumiem, ze Kapitol, ze zycie w luksusie i nic no ale nie chyba nie po to ryzykowales zeby teraz gnila ci dupa? - mowi szybko Az.
Wykladam nogi na stolik i splatam rece na brzuchu.
- Po czym wnioskujesz ze juz nie zaczalem?
- Po tym ile czasu spedzasz po za domem.
- Oj Az. Pozory myla. Wlasnie dzisiaj wybieram sie z moim wspolnikiem na spotkanie sponsorow z mentorami.
- Wspolnikiem? - mruzy oczy Az. - Nie podoba mi sie to.
- Szczerze mowiac mnie tez nie. Ale jak mam miec przejebane to predzej czy pozniej i tak bede mial? - usmiecham sie kacikami ust.
Myje sie i szybko ubieram, wiem gdzie mam isc, bo Ernest mi wszystko dokladnie wytlumaczyl. Dziwna z niego osoba, ale jest bardzo przekonujacy. Opieram sie o fontanne i podaje mu reke na przywitanie.
- Jakies wiesci? - pyta.
- Nic.
- Slabiutko. No, ale zapraszam. Uwazaj bo teraz kazde twoje slowo sie liczy bardziej niz myslisz.
- Bede uwazal - obiecuję.
- To dobrze... Ale po pierwsze muszę ci coś powiedzieć.
- Mów śmiało.
- Nie przy tylu ludziach. Chodź za mną.
Wchodzimy przez przeszklone drzwi i idziemy korytarzem, tu i ówdzie spotykamy Kapitolińczykow, którzy pozdrawiają Ernesta. Schodzimy po schodach w dół i przez kolejne drzwi, ale tym razem stoi przy nich strażnik. Kolejny długi korytarz na którego końcu jest winda. Zjeżdżamy w dół kilka pięter. I znowu drzwi.
- To jest pokój kontrolny, ale nie ten główny. Jest teraz pusto więc możemy pogadać, bo nie ma tutaj podsłuchu. Pamiętaj, że w takich budynkach wszędzie jest podsłuch Dean. No wiec tak. Dałem w łapę organizatorom tak konkretnie, że ją zabili.
- CO? - aż wstaję.
- Sęk w tym, że jej nie zabili Dean. Znałem pewną dziewczynę, ona... Miała wiele problemów, była po kilku próbach samobójczych i mówiła, że mamy jej nie ratować, chce sie zabić. Miałem z nią dość dobry kontakt i była bliźniaczo podobna do Carmen. Szybko zauważyła, że mi na niej zależy, więc zaproponowała, że się za nią poświęci. Właściwie to mnie do tego zmusiła. - Szczęka mi opada. - No więc dogadaliśmy się z Senecą. I wczoraj Hyna` z czwórki ją zabił. I teraz pozostaje kwestia samej Carmen. Oficjalnie nie żyje. Kamery jej nie pokazują, ogólnie nikt oprócz ludzi z areny i organizatorów nie może jej zobaczyć, dlatego nie będzie żadnego problemu. Tylko byle nikt jej nie zabił. Ona nie może się również dać zauważyć, albo przynajmniej się starać, bo jakby nawet zwycięzca mówił o niej to można uznać że się mu przywidziało. Teraz Dean wystarczy kombinować z ewentualnymi prezentami.
- Ernest, dlaczego to robisz? To musiało kosztować majątek.
- No w sumie kosztowało. Dlatego fajnie by było gdybyś jeszcze coś zarobił bo masz talent do gry w karty - uśmiecha się wesoło. Śmieję się pod nosem.
- Dobra, postaram się. Tak w ogóle, to ilu trybutów już zginęło?
- Piętnastu.
Przełykam ślinę. Ale liczy się dla mnie tylko Carmen.
Tylko ona.
- To dobrze... Ale po pierwsze muszę ci coś powiedzieć.
- Mów śmiało.
- Nie przy tylu ludziach. Chodź za mną.
Wchodzimy przez przeszklone drzwi i idziemy korytarzem, tu i ówdzie spotykamy Kapitolińczykow, którzy pozdrawiają Ernesta. Schodzimy po schodach w dół i przez kolejne drzwi, ale tym razem stoi przy nich strażnik. Kolejny długi korytarz na którego końcu jest winda. Zjeżdżamy w dół kilka pięter. I znowu drzwi.
- To jest pokój kontrolny, ale nie ten główny. Jest teraz pusto więc możemy pogadać, bo nie ma tutaj podsłuchu. Pamiętaj, że w takich budynkach wszędzie jest podsłuch Dean. No wiec tak. Dałem w łapę organizatorom tak konkretnie, że ją zabili.
- CO? - aż wstaję.
- Sęk w tym, że jej nie zabili Dean. Znałem pewną dziewczynę, ona... Miała wiele problemów, była po kilku próbach samobójczych i mówiła, że mamy jej nie ratować, chce sie zabić. Miałem z nią dość dobry kontakt i była bliźniaczo podobna do Carmen. Szybko zauważyła, że mi na niej zależy, więc zaproponowała, że się za nią poświęci. Właściwie to mnie do tego zmusiła. - Szczęka mi opada. - No więc dogadaliśmy się z Senecą. I wczoraj Hyna` z czwórki ją zabił. I teraz pozostaje kwestia samej Carmen. Oficjalnie nie żyje. Kamery jej nie pokazują, ogólnie nikt oprócz ludzi z areny i organizatorów nie może jej zobaczyć, dlatego nie będzie żadnego problemu. Tylko byle nikt jej nie zabił. Ona nie może się również dać zauważyć, albo przynajmniej się starać, bo jakby nawet zwycięzca mówił o niej to można uznać że się mu przywidziało. Teraz Dean wystarczy kombinować z ewentualnymi prezentami.
- Ernest, dlaczego to robisz? To musiało kosztować majątek.
- No w sumie kosztowało. Dlatego fajnie by było gdybyś jeszcze coś zarobił bo masz talent do gry w karty - uśmiecha się wesoło. Śmieję się pod nosem.
- Dobra, postaram się. Tak w ogóle, to ilu trybutów już zginęło?
- Piętnastu.
Przełykam ślinę. Ale liczy się dla mnie tylko Carmen.
Tylko ona.