19 kwietnia 2014

Od Carmen - CD. historii Heatron'a

Przez całą drogę myślałam o chłopaku. Był przystojny, miał lekki zarost. Czymś mi zaimponował.
Chyba się nie zauroczyłam?!
Pospiesznie udaję się z porożem do mojego pokoju. Tam je zostawiam i ponownie wychodzę z domu. Nie wiem dokąd mogę pójść. Na osiedlu nikt mnie nie lubi, ludzie omijają mnie szerokim łukiem, a na zajęciach szkolących do walki wszyscy się mnie boją. Nawet trenerzy dziwnie się przy mnie zachowują. Myślę więc i wpadam na pomysł. Szybkimi krokami udaję się do pobliskiej stajni. Z uśmiechem na twarzy siodłam myszatego konia, po czym udaję się na przejażdżkę w teren. Choć mało tu terenów do jazdy, to lepiej porobić coś konkretnego niż siedzieć cały dzień w chałupie.
Po godzinie płacę jednej z instruktorek. Na pożegnanie idę do wierzchowca, na którym przed chwilą galopowałam po bezkresach dwójki. Kiedy karmię go marchewką uświadamiam sobie o co chodziło Heatronowi z "pokojówką". Nie wiem jak to możliwe, ale ta myśl strasznie mnie bawi. Zaczynam śmiać się na głos.
Z rumieńcami na twarzy opuszczam stajnię. Jest około osiemnastej. Mam jeszcze dużo czasu, co więc mogę zrobić? Absolutnie nic. Opieram się o przydrożny słup, w oddali widzę armię białych ludzi. Po co idą na obrzeża dystryktu? Wiem, że są wszędzie, ale tylu ich tu jeszcze nie było. Czyżby ktoś na mnie doniósł? Boże, co jeśli Het miał rację. Serce wali mi niczym dzwon. Zaczynam modlić się w duchu, żeby zrobili to szybko i bezboleśnie, albo żebym to nie była ja.
Kiedy są blisko zatrzymują się przy mnie.
Staram się być naturalna, po prostu obojętna jak wszyscy inni. Ale oni są szkoleni przez lata i potrafią rozpoznać strach. Jeden z anonimowych strażników wyjmuje paralizator.
Zanim zdążam uciec, już leżę nieprzytomna na ziemi.
Budzi mnie czyjeś wołanie i szturchanie. Otwieram szybko zmęczone oczy i gwałtownie zrywam się z ziemi. Rozglądam się na wszystkie strony, oślepia mnie blask przydrożnych lamp.
- Zasnęła pani przy ulicy. - ktoś do mnie przemawia. - Kiedy się pani osunęła na ziemię od razu zareagowałem.
- Doprawdy? Ja niczego nie pamiętam... - wydaję z siebie zachrypnięty głos. - Która godzina? - pytam łagodnie. Przykładam zakrwawioną dłoń do czoła.
- Trochę po osiemnastej. - odpowiada mężczyzna. Po przyzwyczajeniu się do światła, widzę, że ma jasne włosy i szare oczy.
- Lepiej jak już pójdę... Dobrze się czuję, nic mi się nie stanie, wie pan, mieszkam blisko. - uśmiecham się grymaśnie. - Dziękuję, że mnie pan obudził.
Facet nie odpowiada, skina tylko głową, więc ja również odchodzę bez słów. Jak to możliwe, że zasłabłam? Coś mi tu nie gra. Kiedy straciłam świadomość? Czy strażnicy byli snem, czy buszowali w moich myślach? Pod wpływem impulsu postanawiam odnaleźć Heatrona. Gdy jestem pod domem zatrzymuje mnie wołanie jednego z dzieciaków, których nie za bardzo lubię.
- Hej ty! Blondi!
- Tylko nie blondi! - warczę nie patrząc się na kpiarza.
- Będę na ciebie wołać jak mi się podoba! - zaśmiał się.
Gnojek ma dopiero trzynaście lat, a myśli, że wszystko mu wolno.
- Co tak stoisz blondi? Zatkało cię?
No po prostu nie wytrzymam! Zaraz mu przywalę. Co mnie obchodzi, że jest młodszy. Zachowuje się jak świnia. Takich to bym mogła wszystkich powybijać i nawet nie byłoby mi ich ani trochę żal.
- Blondi... - słyszę jego sarkastyczne wołanie. - Blondi... - ścisza głos.
Jeszcze słowo to go zabiję - przysięgam sobie w myślach.
- Chodź tu blondi. - szepcze.
Odwracam się tak niespodziewanie, że dzieciak zaraz stoi przyciśnięty do drzewa. Jedną dłonią zakrywam mu usta, drugą trzymam przez chwilę luźno. Tym razem wzięłam ze sobą noże. Wyciągam jeden z nich, posuwistymi ruchami kreślę litery od okolic kości promieniowej do nadgarstka.
- Masz. - wskazuję wzrokiem na łapę dzieciaka. - Twoja blondi zostanie już z tobą na zawsze.
Gdy go puszczam zaczyna płakać.
- Ojej, jaki ty dzielny, nie wiedziałam. - mówię "słodziutkim" piskliwym głosem. - Cieniasie. - kpię. - Idź do łóżeczka, bo mamusia będzie na ciebie krzyczeć, że tak późno się położyłeś spać. - mówię i odchodzę, bo już nie mogę patrzeć na jego krzywy ryj.
Dawno się tak na nikim nie wyżyłam. Czuję się spełniona, a moje serce przepełniło się radością. Puszczam się biegiem do domu, muszę odetchnąć i popracować z porożem.
- Wróciłam! - krzyczę.
Nikt jednak mi nie odpowiada.
Co jest? Mama jest przeziębiona, mówiła, że nigdzie nie wychodzi aż do wtorku. A tata... On specjalnie mnie nie interesuje, no ale uprzedziłby mnie. Kiedy bezszelestnie wchodzę do salonu obiega mnie zimny dreszcz. Zaczynam wrzeszczeć jak najęta, jeszcze nigdy nie widziałam czegoś równie strasznego.
Ktoś przewiesił mój ulubiony obraz i zamienił go na inny, kompletnie zaburzający harmonię na ścianie. Przygryzam lekko wargę, zauważam samotną karteczkę na szklanym stole do kawy. Sięgam po nią i czytam jej zawartość. "Droga Carmen, razem z ojcem postanowiliśmy udać się do teatru. Wrócimy po północy." Może to i lepiej, że będę sama w domu przez kilka godzin. Otwieram zamknięte na klucz drzwi do mojego pokoju i pierwsze co robię to oczywiście wypolerowanie wszystkich rozwidleń, powtórne ich policzenie oraz głęboka fascynacja tak wielkim skarbem. Od zawsze marzyłam o takim dostojnym porożu. Mijają godziny, zasypiam w objęciach mojej ciężkiej pracy.
Gdy się budzę, to nie w pikowanym fotelu, ale w łóżku, przykryta kołdrą i kilkoma kocami. Tak jak sobie wczoraj postanowiłam, dziś wybieram się na oszukiwania tajemniczego chłopaka. Do kurtki przepełnionej kieszeniami chowam różnego rodzaju broń. Od kamyków po noże i zatrute strzałki. Potem wskakuję do łazienki, biorę szybki prysznic, a na koniec jem błyskawiczne śniadanie. Trochę moreli oraz garść owsianki. Godzinę, może półtorej godziny później słyszę straszne syczenie ogrodzenia. Zawsze mnie ono przeraża, jest takie... Dziwne. Zanim udaje mi się znaleźć odpowiednie drzewo, ktoś chwyta mnie za ramię. Tylko lata treningu spowodowały, że zanim zdążam się odwrócić, napastnik obrywa nogą w krocze, a po chwili pięścią w twarz, często przy tym tracąc równowagę. Wtem miłe zaskoczenie.
- O, Heatron. Jak miło mi cię widzieć. - uśmiecham się głupkowato.
- O, Carmen, jak miło mi oberwać z rana w ch*ja. - śmieje się ironicznie.
Rozbawił mnie tym tekstem, zaczynam chichotać.

Heatron? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz